poniedziałek, 27 grudnia 2010

jeszcze w tym roku dałam sobie z nimi radę - teraz już z górki

Moim przedświątecznym pragnieniem było rozstanie z kosmetykami - wkurzaczami - więc wziełam się do roboty. Wyrobiłam się nawet przed czasem. Nie wszystkie były złe,szczęśliwie zakończyłam akcję "stop smalec "na głowie. Długo jeszcze będę wspominać wszędobylski zapach rzepy. Niestety zostało jeszcze trochę uparciuchów które nie chcą się skończyć. Dlaczego nie dzieje sie tak z kosmetykami lubianymi ?  :)
  • szampon Johnson`s baby - na początku dawał efekt dziecięco miękkich włosów,ale po jakimś czasie musiałam myć włosy codziennie gdyż moje włosy natłuszczał. :/ zużyłam go jako szampon do mycia pędzli. Ale złego słowa nie dam na niego powiedzieć :) a że moje włosy się po nim przetłuściły - no cóż - indywidualny problem.
  • krem ochronny Soraya z filtrem 30. Uzywałam go jako perfumy w kremie gdyż uwielbiam ten zapach. A pachnie dość intensywnie.
  • antypespirant  Nivea - kupiłam go ze względu na zapach(przypominał mi te stare kulki z Herbiny),ale na ciele jest już całkiem inny. Baaardzo wydajny. Używałam go jeszcze od wakacji. (po prostu sentyment)
  • to ostatnie to kaszmir do włosów w sprayu ale odpadła etykieta. Był różowy. Firma Loton ProVit. Ostrzegam przed nim bo większego kosmetyku placebo jeszcze nie widziałam. I ten zapach...mnie odrzucał. Przyznam się że ostatnią 1/3 wylałam gdyż po prostu odrzucało mnie od tego zapachu. Ale zrobiłam to po pierwsze z ulgą a po drugie - lekkim sercem gdyż to był gratis.A teraz cieszę się że mam tego koszmarka już z głowy :))))

    • balsam Soraya 60 - zużyłam bo do wakacji się przeterminuje,a bardzo fajnie natłuszcza w mrozy :)
    • ampułki wzmacniające z wyciagiem z rzepy z Joanny. Efekt nie powala ale razem z Seboradinem i Sebodermem dało radę moim przetłuszczającym się włosom. Choć ile z tego jest zasługą rzepy - nie wiem. Zapach - jak pisze producent - odrzuca,ale mnie osobiście nie przeszkadzał,mimo iż to Chanel5 nie jest. Pachnie typowym szamponem z rzepy.
    • szampon do włosów pzretłuszczających Seboradin - razem z Sebodermem jest super. Zapach - rzepy choć pisze że to ekstrakt z rzodkwi  :/
    • chusteczki bobini których używałam do demakijażu - 5,50 za 70 szt - opłaca się! i działają
      
    oto zbliżenie opakowania tego szamponu który uratował moje włoski (kupiłam go w aptece)


    a to opakowanie Sebodermu(także dostępny w aptekach) - emulsja którą wciera się w skórę głowy zaraz po umyciu włosów. Choć to emulsja,w żadnym stopniu nie przetłuszcza włosów,i działa. Jak mało który kosmetyk. Efekt jest widoczny już po pierwszym zastosowaniu. Jeśli znów pojawi się u mnie problem z przetłuszczaniem się włosów to na pewno do niego wrócę. Można go także nakładać na twarz! Jedyny minus to maleńkie opakowanie - 30 ml a kosztuje prawie 30 zl,choć efekt jest tego wart.



    A teraz taki mini bonusik - cienie Paese które z dnia na dzień coraz bardziej pokazują swoje denko

    a takze cienie Pierre Rene które zaraz po zakupie planowałam wyrzucic gdyż były tak skamieniałe ale zdrapałam wierzch i muszę powiedzieć że nawet się do nich przekonałam i używam ich na codzień. 

    sobota, 25 grudnia 2010

    Grudniowych zużyć ciąg dalszy


    * szampon i odżywka Frizz Miracle - Aussie - duet niestety mnie rozczarował :( Liczyłam na gładkie, miękkie i ujarzmione włosy a były wręcz przeciwnie - fruwające, sianowate i nieco sztywne.

    * micel Vichy - zdecydowanie gorszy niż Sensibio z Biodermy. Słabiej zmywa a za to podrażnia oczy.

    * maść Linomag - przepisała mi ją kiedyś dermatolog, do stosowania na łuszczące się plamki na skórze. Od tamtej pory zawsze mam tubkę, poneiważ świetnie spisuje się też w innej roli - dodaje tłustości zbyt słabym dla mnie balsamom czy kremom do ciała.

    czwartek, 23 grudnia 2010

    Przedświąteczne zużycia


    Mój zbiorek pielęgnacyjny nadal się pomniejsza!
    • Tonik do zmywania paznokci Barbry. Moje odkrycie! Dobrze zmywa, pozostawia paznokcie pachnące pomarańczami, nie wysusza płytek i skórek. Nie jest tani, bo 5 zł za 125 ml.
    • Szampon z miętą i wrzosem z Naturii Joanny. To już ostatni z moich zapasów szamponów Naturii. Ma piękny zapach mentolowo-wrzosowy, dobrze oczyszcza, daje uczucie odświeżenia i orzeźwienia. Jest wydajny, trochę plącze włosy, ma przyjemny kolor i wygodne opakowanie. Niestety nie działa na przetłuszczające włosy, musiałam myć je codziennie i dlatego nie już wrócę do tego szamponu.
    • Bioorganiczny krem pod oczy z serii Eco Care Bielendy. Stosowałam go długo (wydajność na plus), ale nie widziałam efektów ani długotrwałych ani po każdym użyciu. Właściwie to nie robił nic: nie nawilżał dobrze (może odrobinę), nie rozjaśniał cieni, nie zmniejszał opuchlizny, nie ujędrniał skóry. Nie działał też na istniejące zmarszczki. Trudno powiedzieć, czy zapobiegał nowym. Opakowanie potworne jak na krem pod oczy. Kto to wymyślił, żeby taki kosmetyk pakować do słoiczka?! Przecież używa się go długo i codziennie ładuje się tam paluchem bakterie.
    • Baza pod cienie Artdeco. To rewelacyjny wynalazek, przedłuża znacznie trwałość każdych cieni (bez względu na markę). Zdarza się jednak, że po długim i intensywnym dniu cienie zbierają się w załamaniu powieki albo blakną. Na początku też przeszkadzał mi intensywny zapach męskiej wody kolońskiej, ale już się przyzwyczaiłam. Po wielu eksperymentach z tą bazą mogę doradzić, by pokrywać powieki jak najcieńszą warstwą, a następnie poczekać jak trochę przeschnie, zanim nałoży się cienie. Jest niesamowicie wydajna, używałam jej grubo ponad rok czasu. Uważam, że warto zainwestować w taki produkt dużo bardziej niż w drogie cienie!

    sobota, 18 grudnia 2010

    Kolejne małe sukcesy

    * Olejek do włosów - Himalaya - męczyłam go ponad rok. Nie zachwycił mnie, ale na moich włosach prawie nic "uznanego" i chwalonego się nie spisuje

    * Tonik różano-mleczny - BU - na pewno do niego wrócę

    * zużyłam też odżywkę Growth Activator - Sally Hansen, ale wyrzuciłam buteleczkę zaraz po wykończeniu.


     
    Przy okazji bardzo Was proszę o zagłosowanie na mnie w konkursie - wystarczy kliknąć w ponizszy baner i potwierdzić oddanie głosu ("Tak, głosuję")

     

    środa, 15 grudnia 2010

    już raczej z górki


     Sporo denek miesiąc grudzień mi przyniósł. O większości z nich juz było,więc nie będę sie rozpisywać.
    * płatki oczyszczające Garniere
    * tonik Lirene (ten bosko pachnący ale szczypiący)
    * chusteczki do demakijażu Beauty coś tam - nie pamietam nazwy- ogólnie nic do nich nie mam oprócz tego ze się skończyły :) - żart :)  mają średni zapach - a zapach jak dla mnie jest cechą najważniejszą. Działanie to juz sprawa drugorzędna - bo jeśli kosmetyk śmierdzi to na pewno go nie będę używać :)
    * odżywka Gliss Kur (w tym opakowaniu trzymam naftę kosmetyczną i psikam włoski chwilę przed umyciem  gdy sobie przypomnę)
    * płyn do higieny intymnej Ziaja o zapachu konwaliowym  - niby ok ale w sumie to samo mam z żelem pod prysznic Palmolive :)




    * krem regenerujący po opalaniu Soraya - fajnie nawilża,ale kupiłam go pod koniec lata  i w sumie już się wiecęj nie opalałam więc zużyłam go na dekolt
    * puder Inglot
    * szminka nawilżająca Mollon - super nawilza ale daje białą poświatę na ustach - a to dla mnie katastrofa bo jestem brunetką i lubię usta w soczystych kolorach. 


    Na  razie to tyle ale już widzę dno jednego antypespirantu i 2 kremów Soraya i kończę znienawidzoną w smaku pastę do zębów blanx i więcej grzechów nie pamiętam...
    Resztę będe wam przyblizać na bieżąco.

    P.S. mój facet śmieje się ze mnie że zużyte opakowania trzymam jak relikwie. (A ja tylko nie wyrzucam ich do czasu gdy nie zrobię zdjęcia w normalnym świetle.) 
    P.S nr2   dzięki dziewczyny ze jesteście. Wiem że nie jestem sama w zmaganiu się z zaległymi kosmetykami. 

    Ubywa coraz więcej

    • Tonik Bielendy z ogórkiem i limonką w starej wersji. Zupełnie się nie sprawdził. Zostawiał na twarzy lepką warstwę, miałam wrażenie jakby mnie zapychał. Używałam przed nim hydrolatu i różnica jest przeogromna. Od kiedy sięgnęłam po Bielendę, skóra zaczęła się bardzo przetłuszczać i powstawały zaskórniki. Jedyne co mi się w nim podobało to energetyzujący zapach limonki.
    • Super(nie)działający żel do mycia twarzy Soraya Antybakteryjna. Nie używałam jeszcze czegoś tak potwornego do oczyszczania. Żel strasznie wysusza i ściąga skórę, jest silny, inwazyjny, narusza naturalną warstwę ochronną, przez co jeszcze nasila jej przetłuszczanie. Mocno się pieni i szczypie w oczy. Koszmar!
    • Balsam do ciała 'Malina' Yves Rocher. Mam go od dawna (jeszcze ze starej szaty graficznej), wolno mi szło zużywanie. Ma świetny zapach soczystych malin, ale właściwości pielęgnacyjne przeciętne.
    • Olejek Kawa&Śmietanka do kąpieli z Joanny. Bardzo fajny bajerek - ma piękny, kawowy zapach, a dwufazowa formuła ślicznie wygląda w łazience. Sprawdził się używany bezpośrednio na gąbkę albo na ciało (przy wlewaniu do wody zapach niknie, a do tego olejek znika w oczach).
    • Krem Pobudzający z serii Spa Mincera. Używam go do pielęgnacji szyi, słoiczek 100 ml starcza mi na kilka miesięcy codziennego stosowania. Bardzo porządnie i długotrwale nawilża, skóra nie jest już nieprzyjemnie ściągnięta. Dla mnie wielką zaletą jest też dozownik. Pozwala higienicznie dozować produkt, co przy kilkumiesięcznym stosowaniu jest bardzo istotne.
    • Maseczka z białą glinką Bielendy z serii Eco Care. Jest przyjemna w aplikacji,nie ściąga skóry, nie zasycha na skorupę. Przy nakładaniu ma się wrażenie, że jest to produkt z wysokiej półki, podobny do tych serwowanych w salonach kosmetycznych.
      Po każdym użyciu maseczki skóra jest w lepszej kondycji: wyrównany koloryt, zniwelowana ziemistość, wygładzenie, ujędrnienie, nawilżenie. Niestety cena jest dla mnie za wysoka, żeby używać jej regularnie.
    • Maseczka oczyszczająco-rozgrzewająca Sorai. Mam słabość do maseczek rozgrzewających - bardzo lubię to uczucie ciepła na buzi zaraz po rozprowadzeniu. Szkoda, że nie trwa to dłużej. Efektem działania maseczki jest matowa i wygładzona skóra, trochę zmniejszone pory, ujednolicony koloryt.

    wtorek, 14 grudnia 2010

    Grudniowe sukcesy :)


    1. Ziaja, Tonik nagietkowy - ładnie pachnie, jest wydajny, skóra po nim jest przyjemna, mój ulubiont tonik spośród tych z Ziaji

    2. Joanna, Naturia, Olejek do kąpieli i pod prysznic - uwielbiam go! zapach genialny, bardzo wydajny jak na produkt tego typu, skóra po kąpieli nie jest wysuszona a wręcz lekko nawilżona, cena po prostu śmiesznie mała jak na taką jakość

    3. Gliss Kur Liquid Silk Gloss, Ekspresowa odżywka regeneracyjna dwufazowa do włosów matowych i trudnych do ułożenia - ma bardzo przyjemny zapach, który na długo pozostaje, włosy po niej doskonale się rozczesują i są lśniące, nie obciąża włosów, od razu zaznaczam, że nie oczekuje od takich produktów poprawienia stanów włosów, ale ta sobie całkiem nieźle radzi...

    4, Joanna, Naturia, Lakier do włosów - jak dla mnie plusami tego produktu są zapach i to, że nie obciąża włosów, sam jednak nie daje sobie rady z utwaleniem fryzury, ale lubiłam robić tym lakierem mgiełke na włosami, bo potem cały dzień smakowicie pachniały ;)

    poniedziałek, 6 grudnia 2010

    Dobre zpoczęcie grudnia


    * zmywacz do paznokci z acetonem - Isana - to już moja 2 czy 3 butla. Recenzja: http://lakierowo.blogspot.com/2010/08/isana-nagellack-entferner-zmywacz-do.html

    * Lactacyd - nie ma nad czym się rozwodzić: co jakiś czas go zdradzam, ale zawsze wracam ;)

    * woda termalna Vichy

    czwartek, 2 grudnia 2010

    Zużycia + kilka słów o zużytych produktach

    Ostatnio jestem bardzo grzeczna z kosmetykami i zanim otworzę coś nowego z mojej przepastnej skrzyni z zapasami, zużywam napoczęte rzeczy, żeby uniknąć sytuacji sprzed kilku miesięcy, gdzie miałam wiele rzeczy napoczętych, a żadnej nie było widać końca

    Koniec z takim podejściem. Dlatego dzisiaj prezentuję kolejne zużycia:


    Od lewej:
    • sól do kąpieli OnLine (Mleko & Miód) - bardzo tania sól w sporym opakowaniu (750 g) pozwala na miłe rozgrzanie się przy obecnej pogodzie. Staram się za często nie wylegiwać w wodzie (po pierwsze ekologia, a po drugie okresowo atopowa skora). Ceny nie pamiętam, ale na pewno mniej niż 10 zł. Wystarczy nakrętka na wannę do połowy wypełnioną wodą. Super.
    • żel do golenia Gillette Satin Care z jedwabiem - piękny zapach, zabójcza wydajność (wystarczy ilość wielkości orzech włoskiego na obie nogi), co sprawia, że cena ma mniejsze znaczenie. Normalnie kosztuje ok. 18 zł, ale latem w Rossmannie był za 12 zł (oczywiście musiałam kupić od razu 2 opakowania). Testowałam wiele żeli, ale ten jednak jest najlepszy. Nigdy też mnie nic nie uczuliło.
    • Intimea - rumiankowy żel do higieny intymnej z Biedronki - taniocha (niecałe 4 zł za 500 ml), bardzo prosty i krótki skład, bardzo delikatny produkt. Rumiankowy pachnie średnio, zaś aloesowy w zielonej butelce bosko. Po co przepłacać?
    • Avene - Antirougeurs - wersja lagere (lekka) - cieszę się, że zużyłam, bo teraz jest już nieodwołalnie pora na cięższe kremy. Recenzja tutaj.
    Mój odwyk trwa. Na razie jestem grzeczna i się trzymam. A Wy?   
    Starcie się ograniczać w kupowaniu nowych rzeczy czy dajecie się ponieść świątecznym zestawom kosmetyków w promocji? 

    środa, 1 grudnia 2010

    powoli do przodu

     Rozkręcam się :)

    Najpierw chcę się pochwalić moimi denkami jeszcze listopadowymi:

    Iwostin lucidin o którym już była mowa,miałam go na 1 1/2 użycia

    A teraz te nie planowane:
    • płyn do demakijażu Miraculum - w sumie nie powiem o nim nic. Tuszu nie zmyje a podkład ... tak jak każdy inny. Więcej już go nie kupię. A super tani nie był. Kupiłam go głównie ze względu na opakowanie :/ bo chciałam pompkę. Planuję przelać do niego fluid z neutrogeny.
    • krem intensywnie nawilżający Garniere ten czerwony - stosowany głównie na łokcie - nie mam mu nic do zarzucenia.
    • balsam ożywczy do paznokci z Essence - pięknie pachnie,w pewnym stopinu nawilża pazurki. Ogólnie ok. Zabrałam się za drugie opakowanie :)


    A teraz najtrudniejsze - prawie -  denka. Bo te z kolorówki.



    Puder prasowany Inglot. To moje n-te opakowanie ale teraz mam manię na pudry sypkie. Więc ten zmęczę używając go do poprawek w pracy. Ale jako puder jest ok. Mają dużo odcieni,można łatwo wybrac idealny,fajniematuje,długo się trzyma. OK.




    Brązowe kredki :
    Astor i Ruby Rose . Astor jest świetna do rozcierania przy lini rzęs. Ruby Rose w sumie takze. Gdyby były złe to na pewno bym ich nie zużyła.

    Moje ulubione trio Paese. Tych jasnym namiętnie używam do pracy a ten ciemny jest idealny do przyciemniania brwi. Bomba! I choć nie używam bazy to te cienie trzymają się.







    Tak podsumowując o ile pielęgnacyjne kosmetyki możemy zuzyc nawet jeśli w pewnym stopniu nam nie odpowiadają(np śmierdzący krem do twarzy używam do stóp) tak kosmetyki kolorowe prawie się nie da. Bo jak żużyćpodkład w rózowym kolorze? Lub beznadziejnie jarmarczne odcienie niebieskiego czy zielonego lub innego nie lubianego koloru? Nikt takiego cienia nie nałoży i nie wyjdzie "do ludzi". Każdy ma inne takie swoje badziewne kosmetyki. I pytanie - co z nimi ? Sprzedać komuś,wymienić się czy po prostu wyrzucić?  Macie jakies opcje?

    wtorek, 30 listopada 2010

    Ostatnie listopadowe zużycia


    * mleczko do ciała Kozie Mleko - Ziaja - na pewno do niego wrócę!
    * maseczka peel off - Avon - to już moja 5 czy 6 tubka. Lubię ją używać, oczyszcza, odświeża. Nie widzę wad.
    * zmywacz do paznokci - wyrzuciłam puste opakowanie i nie zdrobiłam zdjęcia :p

    niedziela, 28 listopada 2010

    na zachętę :)

    Ziaja dwufazowa,Naturia żel do mycia twarzy i krem nawilżający iwostin Hydratia




    A więc zaczynamy :)
    Na pierwszy rzut muszę się pochwalić co już za mną. 

    Ziaja dwufazówka - w sumie nic do niej nie mam ale bardzo szybko się kończy :(( (w przeciwieństwie do Delia). Ekonomiczna ? Absolutnie nie!
    Zel do mycia buzi Naturia o zapachu owocowym - ten zapach mnie skusił (i niska cena) ale oprócz niego nie powiem o nim nic dobrego. Mało wydajny,kiepsko się pieni,czy dokładnie czyści - nie wiem bo używałam do niego szczoteczki a z nią wszystko znika :) i jeszcze jeden minus - bardzo twarda butelka,przy końcu nie można jej nacisnąć by szybciej kapału te resztki.
    Krem nawilżający Iwostin Hydratia - ten kosmetyk zużyłam z żalem i na pewno do niego wrócę. Nawilża na cały dzień,zawiera filtry i mocznik :) a ten jak czytałam jest zbawienny dla naszej cery. To jeden z nielicznych kremów który faktycznie nawilża tak jak obiecuje producent.  





    Odżywka Glisskur,tonik Lirene,płatki oczyszczające garniere,krem rozjasniający Iwostin Lucidin i krem z wit A+E Iwostin Sensitia

    A teraz rzeczy które już lada dzień znajdą się tu ale już jako puste :))))

    Odżywka do włosów Glisskur silk therapy - minusy ? moze trochę obciąża moje włosy ale to subiektywna opinia,przy moich przetłuszczających włosach op takie coś nie trudno. Dla innych moze być idealna. Plus? baaaardzo wydajna.
    Tonik do twarzy Lirene - uwielbiam ten zapach. Ale wystarczy chwila nieuwagi i podrażnia oczy. W sumie dla samego zapachu dać 13 zl,podczas gdy ziaja - koszt 4,80 zl,(pojemność ta sama) tez ma ładne zapachy i na dodatek mnie nie podrażnia. Więc podsumowanie jest proste. 
    Płatki oczyszczające Garnier - producent zaleca używać ich raz dziennie w ramach zapobiegania świeceniu oraz ewentualnym niespodziankom. Ja je stosowałam juz na niespodzianki - nacierałam dziada takim płatkiem na noc a rano był dużop mniejszy a czasem znikał :))
    Zostały mi jeszcze 4 płatki :((
    Krem do twarzy rozjaśniający przebarwienia Iwostin Lucidin - Działa. Nałozony na twarz daje satynowe wykończenie - cera się nie świeci.
    Krem odżywczy na noc z witaminami Iwostin Sensitia - nawilża i efekt utrzymuje się do rana. Baaardzo treściwy,gęsty i niestety (dla mnie - bo nie lubię) zostawia bardzo tłusty film który dłuuuugo nie znika. Ale ogólnie jest ok.

     
    Balsam do opalania 60 Soraya,sól do stóp Verona,odżywka na noc Glisskur,spray odświeżajacy Nivea

    A tych penitentów przybliżę gdy będą puste - ponieważ chcę jeszce dać im szansę. Zostało ich tyle ile zaznaczone na zdjęciach 
    Soraya pompuje od dołu więc jestem bliżej końca. Nic do niej nie mam,lubię ten zapach ale uzywałam jej latem i do natepnego lata się przeterminuje więc uzywam jej jako kremu do rak gdy wychodzę bna zewnątrz. Długo nawilża,ma wysoki filtr i pięknie pachnie.
    Pozostałe kosmetyki to takie które mnie wkurzają gdy na nie patrzę bo ich nie lubię więc najlepiej będzię je chyba zużyć :))


    P.s. 
    To mój pierwszy post na tym blogu więc proszę o wyrozumiałość. :)
     

    środa, 24 listopada 2010

    Kremowe szaleństwo

    Póki co w listopadzie dużo nie zużyłam, ale pociesza mnie fakt że w grudniu sporo się tego szykuje ;)


    1. Ziaja maseczka do rąk i paznokci oliwkowa - całkiem niezła jeśli chodzi o działanie i wydajna, jednak nie dla mnie, nie mam cierpliwości czekać aż wchłonie się porządnie...

    2. Joanna, Naturia, Krem do twarzy i ciała - genialny zapach! krem co prawda nie nawilża jakoś specjalnie ale lubiłam go sobie smarować nim twarz wieczorem i zasypiać z zapachem grejfruta... 

    3. Verona, Oliwkowy krem do stóp - bardzo dobry krem, dobrze nawilża, ładnie pachnie i szybko się wchłania

    4. Eveline. Serum intensywnie wyszczuplające i ujędrniające - uwielbiam to serum, zostawia skóre przyjemnie napiętą, naprawde działa, po kilku opakowaniach ładnie ukształtował pośladki, teraz już go nie używam ale efekty nadal są widoczne...

    wtorek, 23 listopada 2010

    Projekt denko - vol.2

    Udało mi się zużyć kolejnych 5 kosmetyków, z czego z jednego zużycia cieszę się bardzo, bo mi zalegał i się kurzył.

    Na to spójrzmy:

     Od lewej:
    • szampon oczyszczająco-normalizujący Tołpa - recenzja tutaj. Zużyłam z przyjemnością.
    • syndet Lipikar La Roche-Posay, czyli środek do mycia skóry suchej i wrażliwej. Próbka 15 ml wystarczyła mi na 2 tygodnie mycia twarzy (choć jest to kosmetyk raczej do ciała). Spisał się na 5-tkę - nie wysusza, super wydajny, kremowy, o miłym, słabym zapachu. Kupiłabym, gdyby nie to, że mam gazilion innych rzeczy do zużycia.
    • Tonik nagietkowy Celia z kolagenem - 200 ml za śmieszną cenę 5-8 zł (w zależności gdzie kupujemy). Fantastyczna alternatywa dla osób szukających bardzo taniego toniku polskiej firmy (na Ziaji świat się nie kończy ;)). Bardzo wysoko w składzie wyciąg z nagietka. Po otwarciu można przechowywać przez 9 miesięcy. Celię kupicie w osiedlowych drogeriach i w Tesco. Niedoceniana polska marka, kilka lat temu przejęta przez Daxa (polecam przy okazji bardzo dobry krem z algami Celii). Mają sklep internetowy.
    • Krem do cery naczynkowej Avene Antirougeurs - wersja Riche. Recenzja tutaj.
    • Syoss Color - 2-minutowa maska do włosów farbowanych - nie do końca potrafię ocenić jej działanie bo nie farbuję włosów. Maskę dostałam. Dla mnie nie zrobiła niczego, czego nie zrobiłaby normalna odżywka. Włosy po niej się dobrze rozczesują, nie plączą. Jest bardzo, bardzo gęsta. Tak gęsto, że strasznie trudno było ją wycisnąć z opakowania. Nie dla mnie.
    Zauważyłam, że odkąd prowadzę detoks kosmetyczny, robię się wybredna. Chodzę po sklepach, oglądam zestawy świąteczne i wiele rzeczy mnie nie rusza. Zestaw szampon + odżywka i do tego plastikowe koraliki na rękę? Nie, dziękuję.

    Pożegnanie z różem i kredką




    • Róż My Secret z limitowanki Purple Garden. To bez wątpienia mój największy triumf od początku odwyku od zakupów kosmetycznych! Wcześniej zużycie różu wydawało mi się zupełnie nierealne. Chociaż był duży (bo 6 g, podczas gdy inne mam po 3 g) to znikał szybciej przez to, że był mniej napigmentowany, więc potrzeba więcej zużyć dla efektu, miał kremową konsystencję i lekko kruszył się w opakowaniu - zawsze uleciało go trochę w powietrze. Jak zauważyłam, że zaczyna znikać w przeciwieństwie do innych róży, to uparłam się, że go zużyję i malowałam się tylko nim. Zakupu nie powtórzę, bo zakochałam się w różach mineralnych. Zresztą to i tak limitowanka.
    • Kredka Long Lasting Essence kolor Black Fever. Moja zdecydowana faworytka jeśli chodzi o kredki. Jest miękka, równomiernie rozprowadza się na powiekach, ma kolor głębokiej, wyrazistej czerni (nawet na cieniu do powiek), nie rozmazuje się, nie trzeba jej temperować, i uwaga ... wytrzymuje całonocną imprezę! Ani razu mnie nie zawiodła, nie starła się, nie rozmazała. Bardzo wydajna, używałam jej codziennie przez przeszło rok.
    Jako bonus dodaję dwie dziury w cieniach (kolorów mam setki, więc to spory sukces): jasny fiolecik z paletki Dance&Shadow Butterfly Verony i nr 103 Pearl Touch My Secret.

    poniedziałek, 22 listopada 2010

    Listopad poniżej oczekiwań

    Już niewiele listopada zostało, a u mnie wciąż tylko 2 zużycia pełnowymiarowe :(. Jest kilka końcówek (na których konto już zdążyłam zrobić zakupy ;) ), ale wytrzymają zapewne do grudnia.

    1. Masło karotenowe Bielendy - zdążyłam już zedrzeć etykietę, ponieważ zamierzam zachować opakowanie dla innych celów ;). To moje pierwsze masło Bielendowe, które kupiłam po licznych zachwytach nad tymi produktami. Wydaje mi się być nieco delikatniejsze niż Cien z Lidla, a już na pewno zdecydowanie jest mniej woniejące. Byłam z niego zadowolona, choć Lidlowe masełka jednak natłuszczają na nieco dłużej. W kolejce czekają 2 kolejne masła: awokado i kasztanek.

    2. Balsam rozświetlający Avon Planet SPA Japońska Sake i Ryż - zapach specyficzny, mi jednak nie przeszkadzał. Kupiłam go z myślą o lecie i podkreślaniu opalenizny, nie mogłam się jednak przekonać do chodzenia błyszcząca jak psie jajca ;P. Drobinek miał naprawdę sporo. W związku z czym lekko się przeterminował i dokonał żywota w peelingu kawowym. Zdecydowanie zakupu nie powtórzę.

    niedziela, 21 listopada 2010

    To znowu ja

    W poprzednim poście nie mieściły się wszystkie etykiety, więc podzieliłam zużycia na dwie części.

    • Maseczka odżywcza z cynamonem Efektimy. Nie pachnie cynamonem, a taką męską, bazarową wodą kolońską. Konsystencję ma kremową, ale lekko tłustawą. Co do nawilżania to rzeczywiście nieźle sobie radzi. Podoba mi się to, że wchłania się niemal całkowicie. Niestety pojawiły mi się po niej drobne wypryski.
    • Odżywka jajeczna Z Apteczki Babuni Joanny. Ta odżywka powala na kolana! Pachnie obłędnie i uzależniająco. Jest lekka, nie obciąża włosów, działa błyskawicznie. Ma świetny skład, genialnie odżywia i zmiękcza, intensywnie regeneruje. Poprawia stan nawet bardzo zniszczonych włosów. Wadą jest zaskakująca niewydajność - odżywka normalnie znika w oczach. Szpiegowałam nawet kto mi ją kradnie.
    • Mydło w płynie 'Pur Desir' o zapachu piwonii Yves Rocher. Zapach ma ładny, ale nie tak intensywny jak mojego poprzedniego mydła z YR - waniliowego, a samo mydło rzadkie i mało wydajne. Myje dobrze, nie wysusza rąk, ale za tą cenę spodziewałam się dużo więcej. Opakowanie przyjazne, ładnie prezentuje się w łazience.

    A niebawem moje dwa triumfalne zużycia kolorówkowe.

    sobota, 20 listopada 2010

    Trochę z października, trochę z listopada


    No to się zużyciowo rozkręciłam.
    • Hydrolat oczarowy. Na temat tego cuda mogłabym pisać poematy. Jest naprawdę niezwykły! Genialnie reguluje sebum, zamyka pory, wyrównuje koloryt, zmniejsza skłonność do wyprysków, nawilża, koi podrażnienia, odświeża, ... Jednym słowem: magiczny ... A do tego ma piękny zapach, taki drzewno-ziołowy.
    • Acnefan. Kolejny geniusz! Działa zarówno ściągająco jak i wysuszająco. Dzięki temu jedne wypryski po nałożeniu preparatu wyłażą na wierzch i czarodziejsko znikają, a inne są wysuszane z każdym użyciem.
    • Krem nawilżający redukujący blizny i zmiany potrądzikowe Soraya. To chyba najgorszy krem jaki miałam - zapycha pory, nie działa antybakteryjnie (a wręcz nasila wypryski!), marnie nawilża, nie zmniejsza blizn ani przebarwień, a do tego ma nieprzyjemny zapach cytrusowego odświeżacza. Zrobił mi na twarzy armagedon w dwa miesiące. Jedyne co zasługuje na uwagę to świetnie opakowanie z pompką dozującą.
    • Kremowy żel pod prysznic Renewing Dove. Ma fajną konsystencję - bardzo gęstą, kremową, gładko rozprowadzającą się po skórze. Zapach typowy dla Dove: trochę mydła, trochę proszku do prania, a w tym wariancie jeszcze coś cytrusowego. Nie wysusza skóry, ale też jakoś specjalnie nie nawilża, więc nie można zrezygnować z balsamu po kąpieli. Obietnica poprawy stanu skóry po 7 dniach jest nieco na wyrost.
    • Dezodorant 24h Wirkung Isana. Chroni wystarczająco, choć nie jest niezawodny. Poza tym wydajny, ładnie pachnie, nie brudzi ubrań, kulka się nie zacina. Niby wszystko w porządku, ale jakoś nie do końca mi pasuje. Nie odczuwam odświeżenia po jego użyciu i to chyba największa wada.
    • Peeling do twarzy z gruszką do cery tłustej i mieszanej Naturia Joanny. To nie typowy peeling, a żel myjący z granulkami. Coś tam ściera, ale nie spełnia moich oczekiwań. Odczuwam po jego użyciu nieprzyjemne ściągnięcie skóry, a tego bardzo nie lubię.
    • Scrub do stóp z jeżyną i miętą Avon. Zapach ma naprawdę świetny - orzeźwienie miętowe miesza się po równo z mocą owoców leśnych. Niestety nie spełnia swojej roli jeśli chodzi o ścieranie naskórka ze skóry stóp - dla mnie jest za delikatny.
    • Krem 'Wzorowy Lok' Wella. Bardzo żałuję, że się skończył, bo już go nie produkują. To ostatnie opakowanie z moich zapasów. Już odrobinka tego kremu podkreślała loki, skręt był bardzo dobrze utrwalony, a włoski lekko się błyszczały.
    • Płyn dwufazowy do demakijażu Awokado Bielendy. Zmywa bardzo dobrze, nie wysusza delikatnej skóry, a nawet lekko natłuszcza. Ma śliczny kolorek, przyjazne opakowanie i skład, pięknie wygląda na łazienkowej półce. Miałam nadzieję, że będzie pachniał awokado, no cóż nie można mieć wszystkiego. Może do niego wrócę, chociaż mam większego faworyta w tej dziedzinie.
    • Dwufazowa odżywka bez spłukiwania chroniąca przed promieniami UV L'Biotica. Co do ochrony koloru to muszę przyznać, że rzeczywiście spisuje się świetnie, pomaga też w rozczesywaniu włosów. Niestety obciąża dość mocno, szczególnie jeśli przesadzi się z ilością. Nie nabłyszcza ani nie nawilża, a tym bardziej nie odżywia.
    • Szampon z pomarańczą i brzoskwinią Naturia Joanny. Uwielbiam szampony z tej serii, ale ten poza cudownym zapachem brzoskwini i pomarańczy niczym mnie nie zachwycił. Oczyszcza nieźle, ale inne Naturie radzą sobie lepiej. Mam wrażenie, że włosy szybciej się po nim przetłuszczają. Zdarzało się, że już wieczorem miałam tłuste przy skórze.
    Przepraszam, że niektóre opakowania są nieestetycznie obzyndolone. Niestety z powodu braku nożyczek pod ręką cięłam je nożem.

    Kiepski listopad :/

    Kiepsko, kiepsko ... Juz prawie koniec listopada, a tu marnych 5 zużyć :/ No ale że zużywanie na siłę jest bez sensu i mija się z celem, pozostaje mi mieć nadzieję, że w grudniu wszystkie te obecne oporne końcówki się skończą.
    Nie lubię, jak kosmetyki kończą się tak pojedynczo jak w listopadzie ...


    * antyperspirant w kulce - Avon Tropics - polubiłam je dzięki Hexxanie :) Skusiłam się kiedyś na 1 na próbę i teraz stale są u mnie obecne. Może nie chronią jakoś spektakularnie, bo jednak wilgoć czuć, ale nie czuć przynajmniej smrodku potu ;) Nie bielą ubrań, trochę dłucho przysychają. Przy okazji przestrzegę przed kulką Naturals ogórek + melon. Niestety jest gorsza od Senses - czuć "zapach" potu :(  Tak jak po Senses czuję wilgoć i to w nawet większym stpniu + mokre plamy na sweterekach czy bluzkach gwarantowane. Nie pocę się nadmiernie, więc strach myśleć, jak by sie przygoda z tą kulką zakończyła osobom mającym problem z nadpotliwością.

    * ochronny krem do rąk Avon - lubię kremy do rąk z Avonu. W przeciwieństwie do kremów z Oriflame (są lejące niczym woda i czuć później napięcie skóry zamiast nawilżenia) bardzo mi służą. Z tego który właśnie zużyłam byłam zadowolona, ale nie w 100% . Zbyt duża ilość powodowała wałkowanie się kremu, natomiast zbyt mała wydawała mi się nie do końca wystarczająca. Mimo to zużyłam go i nie pomyślałam o pozbyciu się go jak w przypadku kremów z Oriflame (miałam świąteczny z aniołkami - paskudzctwo dla moich rąk, podobnie jak wcześniejszy świąteczny w czerwonym opakowaniu Toffi. W miarę zadowolona byłam z kremu z olejekiem migdałowym, ale przy drugim opakowaniu zauwazyłam przesuszenie rąk)


    * krem brązujacy Bielenda - całkiem fajny, nawilża, delikatnie brązuje. Skóra jest trochę tłustawa po jego użyciu no i jednak czuć smrodek samoopalaczowy. Spróbować nie zaszkodzi :)

    * żel pod prysznic migdał + mleko Avon - mój absolutny hicior *.* Ostatnio zużyta butelka jest już chyba 2 czy 3 zużytą, a w zapasie czeka jeszcze jedna :D Szkoda, ze wycofują :( Uwielbiam tez mgiełkę - używam teraz drugiego opakowania. Zapach jest piękny - lekko słodki, ale nie mdlący, jest mocny, ciężki. Fanki świeżuchów nie mają nawet co myśleć o tym zapachu. Ciepły, otulający, idealny na jesień/zimę. Żele Naturals są dla mnie bardzo dobre, w przeciwieństwie do Senses. Senses bardzo wysuszają mi skórę, natomiast Naturals - nie.

    masło awokado Bielenda - byłoby tak pięknie ... Zapach - chyba raczej nie awokado, ale i tak przyjemny (może trochę za intensywny, ale może być). Konsystencja masełkowata, nie wchłania się od razu, pozostawia przyjemną warstwę, skóra nie jest szorska ani napięta czy tępa po jego użyciu. Niestety po zużyciu ok połowy opakowania (co 2-3 dni) masełko zaczęło wyprawiać "cuda" z moją skórą. Pewnego dnia na udach, pośladkach, brzuchu, biodrach zauważyłam czerwone krosteczki i gule na skórze, które swędziały niemiłosiernie. Nie skojarzyłam tego z masłem, zwłaszcza, że na na łydkach nic nie zauważyłam, a masła też tam używałam. Nadal używałam masła co 2-3 dni i wtedy mnie olśniło - po tych 2 dniach zmiany łagodniały, a po użyciu masła znowu się nasilały. Na szczęście masła zostało tylko na 3-4 użycia, wsmarowywałam więc tylko w łydki którym nadal nic się nie działo. Po kilku dawkach wapna i nie smarowaniu całego ciała wszelkie gulki i krostki zniknęły.
    A fe ...