wtorek, 30 listopada 2010

Ostatnie listopadowe zużycia


* mleczko do ciała Kozie Mleko - Ziaja - na pewno do niego wrócę!
* maseczka peel off - Avon - to już moja 5 czy 6 tubka. Lubię ją używać, oczyszcza, odświeża. Nie widzę wad.
* zmywacz do paznokci - wyrzuciłam puste opakowanie i nie zdrobiłam zdjęcia :p

niedziela, 28 listopada 2010

na zachętę :)

Ziaja dwufazowa,Naturia żel do mycia twarzy i krem nawilżający iwostin Hydratia




A więc zaczynamy :)
Na pierwszy rzut muszę się pochwalić co już za mną. 

Ziaja dwufazówka - w sumie nic do niej nie mam ale bardzo szybko się kończy :(( (w przeciwieństwie do Delia). Ekonomiczna ? Absolutnie nie!
Zel do mycia buzi Naturia o zapachu owocowym - ten zapach mnie skusił (i niska cena) ale oprócz niego nie powiem o nim nic dobrego. Mało wydajny,kiepsko się pieni,czy dokładnie czyści - nie wiem bo używałam do niego szczoteczki a z nią wszystko znika :) i jeszcze jeden minus - bardzo twarda butelka,przy końcu nie można jej nacisnąć by szybciej kapału te resztki.
Krem nawilżający Iwostin Hydratia - ten kosmetyk zużyłam z żalem i na pewno do niego wrócę. Nawilża na cały dzień,zawiera filtry i mocznik :) a ten jak czytałam jest zbawienny dla naszej cery. To jeden z nielicznych kremów który faktycznie nawilża tak jak obiecuje producent.  





Odżywka Glisskur,tonik Lirene,płatki oczyszczające garniere,krem rozjasniający Iwostin Lucidin i krem z wit A+E Iwostin Sensitia

A teraz rzeczy które już lada dzień znajdą się tu ale już jako puste :))))

Odżywka do włosów Glisskur silk therapy - minusy ? moze trochę obciąża moje włosy ale to subiektywna opinia,przy moich przetłuszczających włosach op takie coś nie trudno. Dla innych moze być idealna. Plus? baaaardzo wydajna.
Tonik do twarzy Lirene - uwielbiam ten zapach. Ale wystarczy chwila nieuwagi i podrażnia oczy. W sumie dla samego zapachu dać 13 zl,podczas gdy ziaja - koszt 4,80 zl,(pojemność ta sama) tez ma ładne zapachy i na dodatek mnie nie podrażnia. Więc podsumowanie jest proste. 
Płatki oczyszczające Garnier - producent zaleca używać ich raz dziennie w ramach zapobiegania świeceniu oraz ewentualnym niespodziankom. Ja je stosowałam juz na niespodzianki - nacierałam dziada takim płatkiem na noc a rano był dużop mniejszy a czasem znikał :))
Zostały mi jeszcze 4 płatki :((
Krem do twarzy rozjaśniający przebarwienia Iwostin Lucidin - Działa. Nałozony na twarz daje satynowe wykończenie - cera się nie świeci.
Krem odżywczy na noc z witaminami Iwostin Sensitia - nawilża i efekt utrzymuje się do rana. Baaardzo treściwy,gęsty i niestety (dla mnie - bo nie lubię) zostawia bardzo tłusty film który dłuuuugo nie znika. Ale ogólnie jest ok.

 
Balsam do opalania 60 Soraya,sól do stóp Verona,odżywka na noc Glisskur,spray odświeżajacy Nivea

A tych penitentów przybliżę gdy będą puste - ponieważ chcę jeszce dać im szansę. Zostało ich tyle ile zaznaczone na zdjęciach 
Soraya pompuje od dołu więc jestem bliżej końca. Nic do niej nie mam,lubię ten zapach ale uzywałam jej latem i do natepnego lata się przeterminuje więc uzywam jej jako kremu do rak gdy wychodzę bna zewnątrz. Długo nawilża,ma wysoki filtr i pięknie pachnie.
Pozostałe kosmetyki to takie które mnie wkurzają gdy na nie patrzę bo ich nie lubię więc najlepiej będzię je chyba zużyć :))


P.s. 
To mój pierwszy post na tym blogu więc proszę o wyrozumiałość. :)
 

środa, 24 listopada 2010

Kremowe szaleństwo

Póki co w listopadzie dużo nie zużyłam, ale pociesza mnie fakt że w grudniu sporo się tego szykuje ;)


1. Ziaja maseczka do rąk i paznokci oliwkowa - całkiem niezła jeśli chodzi o działanie i wydajna, jednak nie dla mnie, nie mam cierpliwości czekać aż wchłonie się porządnie...

2. Joanna, Naturia, Krem do twarzy i ciała - genialny zapach! krem co prawda nie nawilża jakoś specjalnie ale lubiłam go sobie smarować nim twarz wieczorem i zasypiać z zapachem grejfruta... 

3. Verona, Oliwkowy krem do stóp - bardzo dobry krem, dobrze nawilża, ładnie pachnie i szybko się wchłania

4. Eveline. Serum intensywnie wyszczuplające i ujędrniające - uwielbiam to serum, zostawia skóre przyjemnie napiętą, naprawde działa, po kilku opakowaniach ładnie ukształtował pośladki, teraz już go nie używam ale efekty nadal są widoczne...

wtorek, 23 listopada 2010

Projekt denko - vol.2

Udało mi się zużyć kolejnych 5 kosmetyków, z czego z jednego zużycia cieszę się bardzo, bo mi zalegał i się kurzył.

Na to spójrzmy:

 Od lewej:
  • szampon oczyszczająco-normalizujący Tołpa - recenzja tutaj. Zużyłam z przyjemnością.
  • syndet Lipikar La Roche-Posay, czyli środek do mycia skóry suchej i wrażliwej. Próbka 15 ml wystarczyła mi na 2 tygodnie mycia twarzy (choć jest to kosmetyk raczej do ciała). Spisał się na 5-tkę - nie wysusza, super wydajny, kremowy, o miłym, słabym zapachu. Kupiłabym, gdyby nie to, że mam gazilion innych rzeczy do zużycia.
  • Tonik nagietkowy Celia z kolagenem - 200 ml za śmieszną cenę 5-8 zł (w zależności gdzie kupujemy). Fantastyczna alternatywa dla osób szukających bardzo taniego toniku polskiej firmy (na Ziaji świat się nie kończy ;)). Bardzo wysoko w składzie wyciąg z nagietka. Po otwarciu można przechowywać przez 9 miesięcy. Celię kupicie w osiedlowych drogeriach i w Tesco. Niedoceniana polska marka, kilka lat temu przejęta przez Daxa (polecam przy okazji bardzo dobry krem z algami Celii). Mają sklep internetowy.
  • Krem do cery naczynkowej Avene Antirougeurs - wersja Riche. Recenzja tutaj.
  • Syoss Color - 2-minutowa maska do włosów farbowanych - nie do końca potrafię ocenić jej działanie bo nie farbuję włosów. Maskę dostałam. Dla mnie nie zrobiła niczego, czego nie zrobiłaby normalna odżywka. Włosy po niej się dobrze rozczesują, nie plączą. Jest bardzo, bardzo gęsta. Tak gęsto, że strasznie trudno było ją wycisnąć z opakowania. Nie dla mnie.
Zauważyłam, że odkąd prowadzę detoks kosmetyczny, robię się wybredna. Chodzę po sklepach, oglądam zestawy świąteczne i wiele rzeczy mnie nie rusza. Zestaw szampon + odżywka i do tego plastikowe koraliki na rękę? Nie, dziękuję.

Pożegnanie z różem i kredką




  • Róż My Secret z limitowanki Purple Garden. To bez wątpienia mój największy triumf od początku odwyku od zakupów kosmetycznych! Wcześniej zużycie różu wydawało mi się zupełnie nierealne. Chociaż był duży (bo 6 g, podczas gdy inne mam po 3 g) to znikał szybciej przez to, że był mniej napigmentowany, więc potrzeba więcej zużyć dla efektu, miał kremową konsystencję i lekko kruszył się w opakowaniu - zawsze uleciało go trochę w powietrze. Jak zauważyłam, że zaczyna znikać w przeciwieństwie do innych róży, to uparłam się, że go zużyję i malowałam się tylko nim. Zakupu nie powtórzę, bo zakochałam się w różach mineralnych. Zresztą to i tak limitowanka.
  • Kredka Long Lasting Essence kolor Black Fever. Moja zdecydowana faworytka jeśli chodzi o kredki. Jest miękka, równomiernie rozprowadza się na powiekach, ma kolor głębokiej, wyrazistej czerni (nawet na cieniu do powiek), nie rozmazuje się, nie trzeba jej temperować, i uwaga ... wytrzymuje całonocną imprezę! Ani razu mnie nie zawiodła, nie starła się, nie rozmazała. Bardzo wydajna, używałam jej codziennie przez przeszło rok.
Jako bonus dodaję dwie dziury w cieniach (kolorów mam setki, więc to spory sukces): jasny fiolecik z paletki Dance&Shadow Butterfly Verony i nr 103 Pearl Touch My Secret.

poniedziałek, 22 listopada 2010

Listopad poniżej oczekiwań

Już niewiele listopada zostało, a u mnie wciąż tylko 2 zużycia pełnowymiarowe :(. Jest kilka końcówek (na których konto już zdążyłam zrobić zakupy ;) ), ale wytrzymają zapewne do grudnia.

1. Masło karotenowe Bielendy - zdążyłam już zedrzeć etykietę, ponieważ zamierzam zachować opakowanie dla innych celów ;). To moje pierwsze masło Bielendowe, które kupiłam po licznych zachwytach nad tymi produktami. Wydaje mi się być nieco delikatniejsze niż Cien z Lidla, a już na pewno zdecydowanie jest mniej woniejące. Byłam z niego zadowolona, choć Lidlowe masełka jednak natłuszczają na nieco dłużej. W kolejce czekają 2 kolejne masła: awokado i kasztanek.

2. Balsam rozświetlający Avon Planet SPA Japońska Sake i Ryż - zapach specyficzny, mi jednak nie przeszkadzał. Kupiłam go z myślą o lecie i podkreślaniu opalenizny, nie mogłam się jednak przekonać do chodzenia błyszcząca jak psie jajca ;P. Drobinek miał naprawdę sporo. W związku z czym lekko się przeterminował i dokonał żywota w peelingu kawowym. Zdecydowanie zakupu nie powtórzę.

niedziela, 21 listopada 2010

To znowu ja

W poprzednim poście nie mieściły się wszystkie etykiety, więc podzieliłam zużycia na dwie części.

  • Maseczka odżywcza z cynamonem Efektimy. Nie pachnie cynamonem, a taką męską, bazarową wodą kolońską. Konsystencję ma kremową, ale lekko tłustawą. Co do nawilżania to rzeczywiście nieźle sobie radzi. Podoba mi się to, że wchłania się niemal całkowicie. Niestety pojawiły mi się po niej drobne wypryski.
  • Odżywka jajeczna Z Apteczki Babuni Joanny. Ta odżywka powala na kolana! Pachnie obłędnie i uzależniająco. Jest lekka, nie obciąża włosów, działa błyskawicznie. Ma świetny skład, genialnie odżywia i zmiękcza, intensywnie regeneruje. Poprawia stan nawet bardzo zniszczonych włosów. Wadą jest zaskakująca niewydajność - odżywka normalnie znika w oczach. Szpiegowałam nawet kto mi ją kradnie.
  • Mydło w płynie 'Pur Desir' o zapachu piwonii Yves Rocher. Zapach ma ładny, ale nie tak intensywny jak mojego poprzedniego mydła z YR - waniliowego, a samo mydło rzadkie i mało wydajne. Myje dobrze, nie wysusza rąk, ale za tą cenę spodziewałam się dużo więcej. Opakowanie przyjazne, ładnie prezentuje się w łazience.

A niebawem moje dwa triumfalne zużycia kolorówkowe.

sobota, 20 listopada 2010

Trochę z października, trochę z listopada


No to się zużyciowo rozkręciłam.
  • Hydrolat oczarowy. Na temat tego cuda mogłabym pisać poematy. Jest naprawdę niezwykły! Genialnie reguluje sebum, zamyka pory, wyrównuje koloryt, zmniejsza skłonność do wyprysków, nawilża, koi podrażnienia, odświeża, ... Jednym słowem: magiczny ... A do tego ma piękny zapach, taki drzewno-ziołowy.
  • Acnefan. Kolejny geniusz! Działa zarówno ściągająco jak i wysuszająco. Dzięki temu jedne wypryski po nałożeniu preparatu wyłażą na wierzch i czarodziejsko znikają, a inne są wysuszane z każdym użyciem.
  • Krem nawilżający redukujący blizny i zmiany potrądzikowe Soraya. To chyba najgorszy krem jaki miałam - zapycha pory, nie działa antybakteryjnie (a wręcz nasila wypryski!), marnie nawilża, nie zmniejsza blizn ani przebarwień, a do tego ma nieprzyjemny zapach cytrusowego odświeżacza. Zrobił mi na twarzy armagedon w dwa miesiące. Jedyne co zasługuje na uwagę to świetnie opakowanie z pompką dozującą.
  • Kremowy żel pod prysznic Renewing Dove. Ma fajną konsystencję - bardzo gęstą, kremową, gładko rozprowadzającą się po skórze. Zapach typowy dla Dove: trochę mydła, trochę proszku do prania, a w tym wariancie jeszcze coś cytrusowego. Nie wysusza skóry, ale też jakoś specjalnie nie nawilża, więc nie można zrezygnować z balsamu po kąpieli. Obietnica poprawy stanu skóry po 7 dniach jest nieco na wyrost.
  • Dezodorant 24h Wirkung Isana. Chroni wystarczająco, choć nie jest niezawodny. Poza tym wydajny, ładnie pachnie, nie brudzi ubrań, kulka się nie zacina. Niby wszystko w porządku, ale jakoś nie do końca mi pasuje. Nie odczuwam odświeżenia po jego użyciu i to chyba największa wada.
  • Peeling do twarzy z gruszką do cery tłustej i mieszanej Naturia Joanny. To nie typowy peeling, a żel myjący z granulkami. Coś tam ściera, ale nie spełnia moich oczekiwań. Odczuwam po jego użyciu nieprzyjemne ściągnięcie skóry, a tego bardzo nie lubię.
  • Scrub do stóp z jeżyną i miętą Avon. Zapach ma naprawdę świetny - orzeźwienie miętowe miesza się po równo z mocą owoców leśnych. Niestety nie spełnia swojej roli jeśli chodzi o ścieranie naskórka ze skóry stóp - dla mnie jest za delikatny.
  • Krem 'Wzorowy Lok' Wella. Bardzo żałuję, że się skończył, bo już go nie produkują. To ostatnie opakowanie z moich zapasów. Już odrobinka tego kremu podkreślała loki, skręt był bardzo dobrze utrwalony, a włoski lekko się błyszczały.
  • Płyn dwufazowy do demakijażu Awokado Bielendy. Zmywa bardzo dobrze, nie wysusza delikatnej skóry, a nawet lekko natłuszcza. Ma śliczny kolorek, przyjazne opakowanie i skład, pięknie wygląda na łazienkowej półce. Miałam nadzieję, że będzie pachniał awokado, no cóż nie można mieć wszystkiego. Może do niego wrócę, chociaż mam większego faworyta w tej dziedzinie.
  • Dwufazowa odżywka bez spłukiwania chroniąca przed promieniami UV L'Biotica. Co do ochrony koloru to muszę przyznać, że rzeczywiście spisuje się świetnie, pomaga też w rozczesywaniu włosów. Niestety obciąża dość mocno, szczególnie jeśli przesadzi się z ilością. Nie nabłyszcza ani nie nawilża, a tym bardziej nie odżywia.
  • Szampon z pomarańczą i brzoskwinią Naturia Joanny. Uwielbiam szampony z tej serii, ale ten poza cudownym zapachem brzoskwini i pomarańczy niczym mnie nie zachwycił. Oczyszcza nieźle, ale inne Naturie radzą sobie lepiej. Mam wrażenie, że włosy szybciej się po nim przetłuszczają. Zdarzało się, że już wieczorem miałam tłuste przy skórze.
Przepraszam, że niektóre opakowania są nieestetycznie obzyndolone. Niestety z powodu braku nożyczek pod ręką cięłam je nożem.

Kiepski listopad :/

Kiepsko, kiepsko ... Juz prawie koniec listopada, a tu marnych 5 zużyć :/ No ale że zużywanie na siłę jest bez sensu i mija się z celem, pozostaje mi mieć nadzieję, że w grudniu wszystkie te obecne oporne końcówki się skończą.
Nie lubię, jak kosmetyki kończą się tak pojedynczo jak w listopadzie ...


* antyperspirant w kulce - Avon Tropics - polubiłam je dzięki Hexxanie :) Skusiłam się kiedyś na 1 na próbę i teraz stale są u mnie obecne. Może nie chronią jakoś spektakularnie, bo jednak wilgoć czuć, ale nie czuć przynajmniej smrodku potu ;) Nie bielą ubrań, trochę dłucho przysychają. Przy okazji przestrzegę przed kulką Naturals ogórek + melon. Niestety jest gorsza od Senses - czuć "zapach" potu :(  Tak jak po Senses czuję wilgoć i to w nawet większym stpniu + mokre plamy na sweterekach czy bluzkach gwarantowane. Nie pocę się nadmiernie, więc strach myśleć, jak by sie przygoda z tą kulką zakończyła osobom mającym problem z nadpotliwością.

* ochronny krem do rąk Avon - lubię kremy do rąk z Avonu. W przeciwieństwie do kremów z Oriflame (są lejące niczym woda i czuć później napięcie skóry zamiast nawilżenia) bardzo mi służą. Z tego który właśnie zużyłam byłam zadowolona, ale nie w 100% . Zbyt duża ilość powodowała wałkowanie się kremu, natomiast zbyt mała wydawała mi się nie do końca wystarczająca. Mimo to zużyłam go i nie pomyślałam o pozbyciu się go jak w przypadku kremów z Oriflame (miałam świąteczny z aniołkami - paskudzctwo dla moich rąk, podobnie jak wcześniejszy świąteczny w czerwonym opakowaniu Toffi. W miarę zadowolona byłam z kremu z olejekiem migdałowym, ale przy drugim opakowaniu zauwazyłam przesuszenie rąk)


* krem brązujacy Bielenda - całkiem fajny, nawilża, delikatnie brązuje. Skóra jest trochę tłustawa po jego użyciu no i jednak czuć smrodek samoopalaczowy. Spróbować nie zaszkodzi :)

* żel pod prysznic migdał + mleko Avon - mój absolutny hicior *.* Ostatnio zużyta butelka jest już chyba 2 czy 3 zużytą, a w zapasie czeka jeszcze jedna :D Szkoda, ze wycofują :( Uwielbiam tez mgiełkę - używam teraz drugiego opakowania. Zapach jest piękny - lekko słodki, ale nie mdlący, jest mocny, ciężki. Fanki świeżuchów nie mają nawet co myśleć o tym zapachu. Ciepły, otulający, idealny na jesień/zimę. Żele Naturals są dla mnie bardzo dobre, w przeciwieństwie do Senses. Senses bardzo wysuszają mi skórę, natomiast Naturals - nie.

masło awokado Bielenda - byłoby tak pięknie ... Zapach - chyba raczej nie awokado, ale i tak przyjemny (może trochę za intensywny, ale może być). Konsystencja masełkowata, nie wchłania się od razu, pozostawia przyjemną warstwę, skóra nie jest szorska ani napięta czy tępa po jego użyciu. Niestety po zużyciu ok połowy opakowania (co 2-3 dni) masełko zaczęło wyprawiać "cuda" z moją skórą. Pewnego dnia na udach, pośladkach, brzuchu, biodrach zauważyłam czerwone krosteczki i gule na skórze, które swędziały niemiłosiernie. Nie skojarzyłam tego z masłem, zwłaszcza, że na na łydkach nic nie zauważyłam, a masła też tam używałam. Nadal używałam masła co 2-3 dni i wtedy mnie olśniło - po tych 2 dniach zmiany łagodniały, a po użyciu masła znowu się nasilały. Na szczęście masła zostało tylko na 3-4 użycia, wsmarowywałam więc tylko w łydki którym nadal nic się nie działo. Po kilku dawkach wapna i nie smarowaniu całego ciała wszelkie gulki i krostki zniknęły.
A fe ...

wtorek, 16 listopada 2010

Październik w pigułce

W związku z dłuższą przerwą w odwiedzaniu wszelkich odwykokojarzonych miejsc w necie, wrzucam zbiorczy post dla wszystkich październikowych zużyć. Może nie jest to wybitny osiąg w skali całego miesiąca, ale w połączeniu z maksymalnym ograniczeniem zakupów efekty na dłuższą metę i tak są widoczne :D. Poza tym poszły aż 3 duże pojemności: masło do ciała 400ml, szampon 400ml i żel 500ml ;).





niedziela, 14 listopada 2010

Debiut :)

Drogie Blogowiczki,
mam nadzieję, że zagoszczę na tej stronie na dłużej i będe się z Wami dzieliła swoimi mały mi sukcesami.

Oto pierwsze trzy:

1. Olejek do kąpieli i masażu, Organique - dostałam wersje pomarańczową i byłam z niej bardzo zadowolona, olejek umila każdy masaż i sprawia, że kąpiel zamiast wysuszyć skóre, nawilża ją. Godny polecenia!
2. Masło do ciała pomarańczowe, Ziaja - bardzo przyjemny produkt, ale jeśli chodzi o nawilżanie nie jest jakiś wyjątkowo dobry, zresztą to nie jego główne zadanie; ładnie napina skóre. Nie mam cellulitu więc nie moge powiedzieć czy pomaga w walce z nim. Ja kupie je jeszcze nie raz bo bardzo podoba mi się zapach.
3. Carmex, wersja wiśniowa - ten produkt zna każdy, ja osobiście wole wersje zwykłą, ale również ta jest świetna jeśli chodzi o nawilżanie. Jednak zapach jak dla mnie jest zbyt chemiczny i dlatego nie kupie więcej tej wersji.                                                                                    

Projekt denko - powoli do przodu

Witam!

Jestem nowa w Waszym gronie, ale projekt denko znany jest mi od kilku miesięcy i bardzo pomaga mi w ogarnięciu nadmiaru kosmetyków oraz uczy kupować rozsądniej oraz nie szaleć na widok promocji, która "nigdy więcej już się nie powtórzy" ;)

Moje zużycia:
 Od lewej: 
- scrub grejprfrutowy Oriflame. Nie będę się rozposywać - rezenzję dałam na wizażu.
- perfumowany krem do ciała Embrace Oriflame - ani to nawilża, ani natłuszcza, pachnie nieco mdło, zapach ulatnia się szybko. Ot, bajer dodawany do wody toaletowej, żeby kupującemu wydawało się, że robi super interes. Dostałam w prezencie, sama takich rzeczy nie kupuję.
- płyn micelarny z Biodermy. Wszystkie ochy i achy zasłużone. Napoczęłam kolejne opakowanie.
- masło do ciała Ziaja Rebuild - z tego zużycia jestem najbardziej dumna, bo kremu na początku używałam regularnie, po czym na ponad pół roku (!) walnęłam go do tyłu szafki, gdzie stał zapomniany. Wróciłam do niego i dokańczając go mogłam zmierzyć się z nim na nowo. Naprawdę dobrze nawilża, lekko ujędrnia i jest przyjemny w stosowaniu. Uwaga na zapach! Silny zapach anyżku może niektórych odrzucać.

Z mojej strony tyle :) Dla mnie to i tak sporo - zużywam powoli, nie spieszę się, bo chcę wycisnąć z tych kosmetyków tyle, ile się da - w końcu za nie zapłaciłam.

Pozdrawiam!

sobota, 13 listopada 2010

Księżniczka nadrabia zaległości

Bardzo dawno mnie tu nie było, a to dlatego ze przy przeprowadzce zgubiłam kabel do aparatu. Na szczęście się znalazł i mogę się pochwalić sukcesami.
  • Masło do ciała Sopot Spa z Ziai. Uwielbiam ziajowe masełka i to też polubiłam - ma zbitą konsystencję i świetnie nawilża. Może to sugestia opakowania i nazwy serii, ale zapach kojarzy mi się własnie z morską scenerią: plażą, wiatrem i uderzającymi o brzeg falami.
  • Emulsja Gloria do włosów Polleny Ewy. Ma zielonkawy kolor, lejącą konsystencję i troszkę chemiczny zapach. Za to działanie rewelacyjne! Włosy z każdym myciem stawały się coraz bardziej miękkie, sypkie i dobrze się układały.
  • Szampon Joanny z biosiarką i bursztynem do włosów przetłuszczających się i ze skłonnością do łupieżu. Przede wszystkim świetnie oczyszcza i zmniejsza przetłuszczanie! Dzięki niemu mogłam myć włosy co drugi dzień, zamiast codziennie. Szkoda, że zapach ma nieciekawy.
  • Rossmannowska pianka do włosów kręconych Yung. Bardzo przyzwoita, ładnie podkreśla skręt, ale trzeba uważać by nie przesadzić z ilością, bo wtedy mocno skleja. Kosztuje grosze, szczególnie teraz gdy zmieniają szatę graficzną - kupiłam cztery sztuki na zapas po 1,99 zł.
  • Olejek myjący egzotyczny z Biochemii Urody. Moja miłość! Idealnie oczyszcza nie naruszając ochronnej warstwy skóry, nie powoduje uczucia ściągnięcia, pielęgnuje, ogranicza wydzielanie sebum. Jest genialnie wydajny i pięknie pachnie.
  • Żel antycellulitowy do ciała Spa Collection Tołpy. Jest bardzo lepki i glutowaty, nie wchłania się od razu tylko przykleja do ubrań. Nie nawilża, nie wyszczupla, może trochę ujędrnia, ale tylko chwilowo. Bardzo szybko znika z opakowania. Nie polecam.
  • Wax do włosów skłonnych do wypadania L'Biotici. Co prawda nie zmniejszył wypadania moich włosów, ale i tak go kocham. Sprawia, że włosy są niewiarygodnie miękkie, lśniące, aż chce się ich dotykać. Starcza na wiele użyć.
  • Miniaturka żelu pod prysznic Yves rocher z serii Les Plaisirs Nature o zapachu brzoskwini. Lubię te żele, bo są gęste i pięknie pachną. Kąpiel staje się prawdziwą przyjemnością. Chociaż muszę przyznać, że trochę wysuszają skórę.
  • Miniaturka płynu micelarnego LRP. Jakoś mnie nie zachwycił. Niby wszystko dobrze zmywa, ale wcale nie jest lepszy od tańszych odpowiedników, dlatego na pewno nie zdecyduję się na zakup pełnowymiarowego opakowania.